Dobra. Może to i nie był najlepszy pomysł. W zasadzie, był całkiem kretyński i nie powinna nawet o tym myśleć. A tak w ogóle, to palnik jest już stary i to wszystko przez to, że nie mogła opanować tego płomienia...
Kto cholera robi tak łatwopalne firanki?
I nagle, zamiast w swojej przytulnej, ciepłej rezydencji znalazła się... tutaj. Idealnie pośrodku niczego. No dobra, był jakieś góry, jakiś las... Ale jaki to był w ogóle kontynent?
Zdecydowanie, popełniła błąd. Całe życie je popełniała, ale tym razem przesadziła i błąd, zdaje się, był ostatnim w jej życiu.
Przemarznięta do kości, sina, wykończona, po przemierzeniu cholera wie, ilu kilometrów, Nur padła jak stała, twarzą w śnieg.
Może... może mogłaby się uratować czarami. Ale nie miała siły na najmniejsze zaklęcie. Po za tym, coś było dziwnego w tym miejscu i nawet magia zdawała się nie działać, jak powinna. A zdaje się, nikt jej znajomy nie zmarł w tej okolicy, więc zaświaty też odpadły.
Zdaje się, że czas stanąć przed jakimkolwiek bogiem, który zechce osądzić jej dusze...
Offline
Była w dziwnym miejscu. Nie było tu ani ciepło, ani zimno, po prostu, błogo. I miała wrażenie, że słyszy muzykę. Ale nader wszystko, chciało jej się spać. Jakby znów była małą dziewczynką, otulaną na noc pierzyną przez swoją...
- Babcia?
Offline
- Fajnie... - szepnęła mrukliwie, układając się wygodniej. W zasadzie było jej dość fajnie, nagle tak ciepło, ale ciągle sennie... I czemu jej babcia tak brzydko do niej mówi? - Co... Ty... żyjesz? - Zadała podstawowe pytanie kontrolne, otwierając oczy.
Offline
- To znaczy... - Nur wyciągnęła przed siebie dłonie, w geście "keep calm and wyjaśnijmy sobie coś" - To jest... ten świat tamtego świata, tamten świat tego świata, czy ten świat tamtego świata? - Ogarnia nieprzytomnym spojrzeniem towarzyszy - Jezu... jestem w piekle. Cholerne zaklęcie...
Offline
Skinęła głową, w ogóle nie bogatsza o wiedzę, co to za ludzie i czego chcą. Ale zdaje się, ratowali ją, to chyba dobrze?
Wstała.
A potem wstała.
Jeszcze raz wstała.
I ponownie upadła.
Zdaje się, że nabawiła się paskudnych odmrożeń.
Offline
Słabo, bo słabo, ale próbowała się wyrwać. Bo co ją będą obcy faceci macać...
- Nur - powiedziała rozkojarzona - gdzie ja jestem? Kim wy jesteście? No i... gdzie lecimy?
Offline
Zamrugała. Raz, drugi, trzeci.
- Ale przecież tego już nie ma... sama powiedziałaś, że nie żyjecie... A co ze mną? To znaczy... wy byście wiedzieli, że nie żyję, prawda? Wy wiecie, kiedy ktoś jest jednym z was...
Offline
- Ja pamiętam wszystko - odpowiedziała już spokojniej, z miną mówiącą wyraźnie, że układanie faktów w jej głowie, jest w toku - Pracowałam nad zaklęciem u siebie w domu... I no... - wygląda nagle na strasznie zmieszaną - no bo coś poszło chyba nie tak... generalnie, to poszło tak, bo to miało być zaklęcie teleportacyjne... Ale o zasięgu lokalnym, nie globalnym! No i... nagle zapaliły mi się firanki, to troszkę mnie rozproszyło... - mówiła szybko, chaotycznie, nieco zawstydzona - no i... ale co wy chcecie ze mną zrobić?
Offline
- Loki? - zmarszczyła brwi, pozwalając się położyć na noszach. W sumie, co złego może się stać?
Dobra, lepiej sobie na to pytanie nie odpowiadać - Loki... zaraz, mówimy o nordyckim bóstwie? - poderwała się do siadu. Błąd. Zrobiło jej się ciemno przed oczami i straciła kontakt z rzeczywistością, chociaż tak absurdalną.
Ostatnio edytowany przez Nur (2013-04-02 19:12:41)
Offline
A śniło jej się, że jest znowu w domu. Ghoulia pojękując melodyjnie, co było jej odpowiednikiem nucenia, podawała jej śniadanie do łóżka, z dołu dobiegały dźwięki porannej krzątaniny i smród spalenizny, bo grzanki nigdy nie był specjalnością Ghouli.
Wstała, przeciągając się zamaszyście, stopy schowała w ciepłe bambosze i spojrzała w lustro, starając się powstrzymać wrzask, na widok swej porannej fryzury.
Dom...
W stojącym w fotelu kącie, siedziała prababcia Amelia, bawiąc się równie widmowym, jak ona sama, artefaktem w postaci czyjejś czaszki. Ostatni eksperyment Nur, małe ptaszki, wesoło poszczekiwały na dworze...
Niestety, rzeczywistość spadła na nią nagle, niczym kowadło na głowę kojota.
Offline
Nie patrzyła na nią, tylko na stojącego za kobietą żołnierza bez połowy twarzy. Tak, to było dobre. Znajome, normalne. Cała reszta, nie.
- Masz dziwne oczy - wymamrotała, przenosząc wzrok na Kare - Lepiej... yyy... to wiesz... dzięki za pomoc, ale ja już chyba wrócę do siebie... Gdy tu jest najbliższe miasto? - Zapytała, chociaż mrowienie w nogach ją rozpraszało - wiesz, nie wiem, o co tu chodzi i chyba wole nie wiedzieć. Pójdę sobie po prostu, dobra?
Offline
- Jakie znowu rozkazy?! - Z trudem, podciągając się na rękach, usiadła na łóżku. - Przecież mnie znalazłaś... w ogóle, kim jesteś? - Nur rozważała, czy ma dość siły, by rzucić jakieś zaklęcie. Jednak chyba wolała nie ryzykować. Oddychanie jeszcze może jej się przydać.
Offline
- Demonem... - no tak, to brzmiało logicznie. W sumie, dlaczego nie. Rankiem, po... przyjęciach, znajdowała w swoim domu dziwniejszych gości. Nie raz musiała prosić zaprzyjaźnionego egzorcystę o pomoc. Dlatego, posłusznie pozwoliła się położyć. - Możesz dać mi coś na wzmocnienie? A najlepiej to - podała jej mały, pachnący ziołami, mieszek - byle nie we wrzątek...
Offline
Powoli uniosła głowę, chwytając kubek. Przyłożyła usta do jego krawędzi i powoli upiła mały łyk.
- Jestem czarodziejką - powiedziała spokojnie, patrząc w płyn. Jej usta poruszyły się, gdy bezgłośnie wypowiedziała jakieś słowo. Sekundę potem, stojący koło niej strażnik wrzasnął przerażony, gdyż na jego dłoni, wyrosła piękna stokrotka - spokojnie, za kilka minut zwiędnie i odpadnie, nie będzie śladu - zapewniła strażnika ze spokojnym uśmiechem. - Ale tego już się chyba domyśliłaś? - Zwróciła się do demonicy - lepiej mi powiedz, co armia, najwyraźniej należąca do postaci mitologicznej, robi na Alasce?
Offline
- W porządku, skoro on tu jest gospodarzem, wypadałoby się przywitać... - odstawiła na stolik pusty kubek i usiadła na łóżku, powoli opuszczając nogi na ziemie - W ogóle... - zmieszała się nagle - dziękuje za ratunek. Gdyby nie ty, cóż, tak czy inaczej, rozmawiałabym z jakimś bogiem - uśmiechnęła się szeroko, wyciągając dłoń do pani generał. - Kassanro.
Offline