Troszkę się bała, gdyż była kompletnie nie uzbrojona. Ba, nawet nie była do końca ubrana. Ale cóż, przyszła tu w końcu prosto z miejsca, w którym nie mogła być uzbrojona. Ale czuła się głupio, że nie może pomóc, a jedynie unikać ataków i liczyć nie innych. Nie lubiła takich sytuacji, ale co mogła zrobić, po za przyciskaniem do piersi dziennika i szybkim umykaniu? Odetchnęła z wyraźną ulgą, gdy znaleźli się za bezpieczną barierą. Sama się sobie dziwiła, ale martwiła się o Rie...
Nie było jednak na to czasu. Teraz liczyło się tylko to, żeby Loki był w stanie zakończyć sprawę.
Offline
Administrator
- Wszystko w porządku? - zapytał Arael, praktycznie nie zwalniając kroku okrywając Arię marynarką munduru.
Zaraz za drzwiami na drodze stanęła im niewielki oddział więziennych strażników a po chwili z ostatniej celi wyszła dwójka chitauri, których powołaniem raczej nie była walka, sądząc z anatomii przynajmniej, ale w tej chwili z pewnością zamierzali bronić swojej "samiczki".
Wnętrze części więziennej było chronione przed magią a w chwili podniesienia alarmu poziom anty-zaklęć został gwałtownie wyśrubowany. Odczuli to wszyscy, najbardziej chyba Karafai Amora. Arael okazał się mieć kilka siwych włosów i naprawdę pokaźne sińce pod oczami, a także kompletnie wygnieciony mundur.
- Musimy za wszelką cenę przekazać dziennik Lokiemu - przypomniał Arael, choć było to raczej oczywiste. Z kabury przy pasku wyciągnął pistolet i po chwili zastanowienia oddał go Arii. Sam wyszarpnął z cholewy buta (w swej budowie zdecydowanie bliższego glanom niż noszonym przez resztę braci oficerkom) długi, wąski sztylet. Nie było to wiele, ale lepsze niż nic.
- Jak przegramy, będziesz miał kolejne paskudne uzależnienie - zauważył Ból, a na materiale zasłaniającego dolną część jego twarzy golfu zaznaczył się niewyraźny kontur uśmiechu. - Idę się pobawić. Te macki są takie czułe - rzucił, już jawnie chichocząc, po czym przyśpieszył, w biegu ściągając górną część ubrania i odrzucając ją w bok. Strażnicy próbowali go zatrzymać, ale nawet nie zadał sobie trudu by uchylać się przed strzałami z ich, niegroźnej dla niego broni.
Reszta natomiast powinna to zrobić, bo ochrona poziomu więziennego właśnie otworzyła ogień.
Offline
Lena odczepiła od paska granat dymny, wyciągnęła zawleczkę i rzuciła na podłogę puszkę w kierunku strażników. W jednej chwili cały korytarz wypełnił się białym dymem ograniczającym widoczność.
Jeżeli magia znowu nie działała wnioskując po wyglądzie Amory i Karafy jedyne na co mogli się zdać to broń palna. W tak wąskim korytarzu jednak nie było gdzie się ukryć, by skutecznie odeprze atak. Tylko zasłona dymna i zaskoczenie mogły ich uratować.
Lena przywarła plecami do ściany wyjmując z kabury ukrytej pod marynarką munduru niewielki pistolet. Odbezpieczyła i wycelowała przed siebie w mgłę. Oddech jej przyspieszył.
- Tu wasz Generał! - Krzyknęła, mimo wszytko to wciąż byli jej ludzie, choć teraz służyli uzurpatorowi nie jej. Liczyła, że może jednak nie straciła odrobiny władzy którą kiedyś miała. - Rozkazuję wam się poddać!
Offline
Generał Sił Magicznych
Wendy poczuła jak macki prądu powoli znikają i czuła się trochę otumaniona. Zaczęła ją boleć głowa jak przy najgorszej migrenie. Nadal miała w dłoni nóż, ale powoli się uspokajała. Przybrała pozycję bojową, ale i tak nie atakowała tylko spokojnie mówiła.
- Bracia i siostry ! Zastanówcie się komu służycie ! - jej głos dziwnie odbił się echem, ale na pewno nie była to zasługa magii (no bo jak ? przecież nie ma )
Offline
Administrator
Ostrzał na chwilę ucichł. Ciężko powiedzieć, czy z powodu zasłony dymnej która utrudniała dostrzeżenie potencjalnych celów, czy też przez wrażenie jakie na strażnikach wywarły słowa badź co bądź dowódczyń. Tylko gdzieś za ich plecami chitauri nadal walczyli z szóstym demonem, którego przyprawiający o dreszcze śmiech rozbrzmiewał co jakiś czas od strony w której zniknął.
Dało się słyszeć głosy. Wymieniane szeptem uwagi, w których jeden z strażników sugerował by pozwolić buntowniczkom przejść. Słowa te przerwał strzał, sądząc po tym jak szybko się urwały, zdecydowanie celne.
- Chyba zapomniałyście, komu służycie - odpowiedział ktoś, zapewne dowódca straży. - Poddajcie się, a może nasz pan zlituje się nad wami i oszczędzi wasze życia.
Offline
Avenger
Tony obserwował całą scene nieco z boku, przełączając się na kamete termowizyjną, by widzieć ludzi za zasłoną dymną. Wolał ten jeden raz pooczekać na ruch ze strony pozostałych a nie atakować od razu sam.
Offline
adiutant
Zetknięcie się z zaklęciami ochronnymi było niczym delikatny, przyjacielski szturchaniec w porównaniu z wątpliwą przyjemnością jaką było znalezienie się we wnętrzu magicznej bariery jaką zafundował im Loki zdobywca. Czarodziejka nawet nie dała po sobie poznać, że cokolwiek poczuła. Przystanęła tylko na chwilę i związała włosy cienkim, zielonym rzemykiem. Po chwili wydobyła miecz. Chwilę nasłuchiwała, skupiając się na chmurze dymu.
W końcu ruszyła. Biegła cicho, pozostając w swoich płaskich, niemal pozbawionych podeszew bucikach. Wymijając zdezorientowany oddział spiskowców i sięgając pierwszego przeciwnika pod zasłonią szarej mgły.
Może i była magiem, ale swojego czasu należała także do Walkirii, a one nie puściły by jej bez dobrego wyszkolenia.
Offline
Wzięła się w garść i trzymając dziennik pod pachą, przywitała się z bronią szerokim uśmiechem. Dawno nie miała okazji naprawdę postrzelać. Ustawiła się w najlepszej pozycji do strzału, jednocześnie tak, by osłaniać Araela. W razie co, jej rany może zdążą się zagoić nim ją pojmają, on może nie mieć tyle szczęścia. Wycelowała broń w kierunku strażników i czekała na rozkazy.
Offline
Administrator
Padł strzał. Za późno. Miecz Amory sięgnął celu i jeden z strażników padł trupem na miejscu. Pozostali wymierzyli w czarodziejkę, ale ta zdołała umknąć między smugi szarego dymu.
- Szybko, nie mamy czasu. Musimy się przebić! - zawyrokował Arael. - Osłaniajcie Arię. IronMenie, sprawdź co z Lokim i spróbuj otworzyć celę.
W ich stronę padło kilka oddanych na oślep strzałów, ale wszystkie okazały się niecelne. Tym czasem Amora mogła poczuć jak założona przez nią bariera zaczyna ustępować pod wpływem obcego zaklęcia.
Offline
Było jej szkoda ludzi w końcu mogli być zaczarowani jak ona, ale walka właśnie się zaczęła i nie było już czasu na myślenie tylko na reakcje.
Amora przypuściła atak bezpośredni wiec strzelanie odpadało, mogła by zranić jeszcze kogoś ze swoich. Wyciągnęła srebrny sztylet z rękawa munduru i ruszyła w dym, akurat w momencie kiedy Amora siłowała się z żołnierzem, drugi próbowała zajść ją od tyłu. Lena rzuciła sztyletem w jego dłoń którą trzymał broń wycelowana w plecy Czarodziejki. Pistolet upadł na podłogę, a Lena rzuciła się na żołnierza posyłając go na ścianę i ogłuszając.
Offline
Generał Sił Magicznych
Wendy przemknęła przez dym nie zauważona i znalazła się obok Arii, w razie czego jakby Iron-man nie zauważył przeciwnika.
Offline
Ci którzy stali bliżej celi Lokiego mogli już go dostrzec przez zamknięte kraty. Tylko połączone z okowami na jego nadgarstkach łańcuchy utrzymywały jego ciało w pozycji klęczącej, bez nich opadłby na podłogę jak szmaciana lalka. Wystrzępiona czarna koszula okrywała wynędzniałe, blade ciało, pokryte sińcami i drobnymi zadrapaniami. Mimo że żadna z ran nie wydawała się poważna, stan Lokiego nie wydawał się być dobry. Głowa bezwładnie opadała mu na pierś, tak że spod pozlepianych w strąki włosów nie dało się nawet dostrzec czy jest przytomny.
Offline
Avenger
Zgodnie z poleceniem Araela od razu poleciał do celi Lokiego. No, prawie od razu, bo nie mógł sobie odpuścić odstrzelenia jeszcze kilku strażników.
Solidne kraty mogłyby być problemem dla kogoś kto nie umiał jednym strzałem rozwalić całej ściany. Na całe szczęście Tony to akurat umiał.
Ściana rozprysnęła się w kamienne odłamki i... Tony miał nadzieje że tek które siłą odrzutu poleciały na Lokiego nie zrobiły mu za dużej krzywdy.
Gdy pył trochę opadł IronMan podszedł do Lokiego i uklęknął przy nim.
- Wybacz księżniczko ten brak delikatności, ale nie mamy za dużo czasu - rzucił, zabierając się do uwalniania boga. Liczył na to, że psotnik nie zejdzie mu na miejscu, bo patrząc na jego wynędzniałe ciało można był rozważyć taką opcje.
Offline
adiutant
Widząc że cela jest "otwarta" Czarodziejka dała sobie spokój ze strażnikami, zwłaszcza że i tak nie było na nich za wiele czasu. Ruszyła po swojego mistrza.
- Ja się nim zajmę - powiedziała kładąc dłoń na ramieniu Iron Mana. - Ty będziesz potrzebował obu rąk żeby zrobić nam przejście do miejsca gdzie magia nie jest blokowana, zwłaszcza że moja bariera osłaniająca tyły właśnie została rozbita - dodał sięgając do swojej niewielkiej torby przy pasie. Wyjęła z niej niewielką buteleczkę, po czym przyklękła przy Lokim i wlała jej zawartość do jego ust, zmuszając by przełknął. Mikstura powinna postawić go na nogi na tyle żeby był w stanie sam iść. Amora wolała nie ryzykować mocniejszych zaklęć, żeby nie wywołać szoku. Jak tylko znajdą się w bezpiecznym miejscu będzie mogła zająć się nim porządnie, w każdym aspekcie. Na koniec Czarodzieja pocałowała delikatnie policzek Kłamcy i pomogła mu wstać.
Offline
Widziała, że Loki nie jest w stanie wykonać zaklęcia, nie w takim stanie. Ale miała nadzieję, że Amora - cokolwiek robi - zdoła go na tyle docucić, by było to możliwe. Rozejrzała się dookoła, szybko, sprawdzając, czy wszyscy są cali. Wyglądało na to, że nikt nie jest poważnie ranny, a odpieranie strażników nie nastręczało większych trudności. Powoli przesuwając się rakiem wzdłuż ścian, ściskając dziennik, zbliżyła się do Lokiego i Amory.
- Co z nim? - Zapytała, również pomagając Lokiemu utrzymać się w pionie.
Offline