- Amoro, zanim o czymś powiesz będąc wewnątrz czyjegoś umysłu, przemyśl to dwa rasy - Loki podszedł do kolejnych drzwi. - Dalej idziecie same. Ja mam dość - dodał, otwierając drzwi, tak by nawet przez nie nie spojrzeć. Za drzwiami było ciemno, a jedynym dźwiękiem było ciche kapanie, zwielokrotnione echem rozchodzącym się po wnętrzu kamiennej jaskini.
Offline
adiutant
- Nie narzekaj są gorsze rzeczy do jakich mogłam robić ci aluzje - fuknęła Czarodziejka. - Poza tym coś mi się należy za robienie porządków w twojej głowie - fuknęła przekraczając śmiało próg.
Offline
Jaskinia była niemal zupełnie pusta. Jeśli nie liczyć dwóch osób i węża. Scena zdawała się być żywcem wyjęta z norweskich mitów. Jad gada spływał do misy podtrzymywanej przez złotowłosą kobietę. Jej ręce drżały od nieustannego wysiłku. Przywiązany do skały uplecionym z jelit sznurem mężczyzna, w którym, mimo częściowo spalonej jadem twarzy, nadal dawało się rozpoznać Lokiego, zachrypłym szeptem dziękował jej za wytrwałość i przepraszał za wszystkie przewinienia wobec niej. Sygin nie patrzyła na niego, nie patrzyła mu w oczy. Pozostała wierna, ale nie umiała wybaczyć. Nie umiała wybaczyć śmierci, jaką ściągnął na ich wspólne dzieci. Jej milczenie wypełniało jaskinię, tak że w chwili gdy zabrała misę by wylać jej zawartość i krople jadu spadły na twarz Kłamcy, można było odnieść wrażenie że jego krzyk zawiera w sobie ulgę.
Offline
adiutant
Amora westchnęła. Widziała podobną scenę w ciągu swych wielu reinkarnacji już setki razy. Za każdym razem był to jednak prawdziwy widok i nie tylko wspomnienie-lęk jaki Loki tworzył w swoim umyślę. Amora nigdy nie przypuszczała że Loki jest w stanie tak dokładnie odtworzyć swoje straszne więzienie. Z dokładnością co do łuski na grzbiecie węża i ran na swojej twarzy i wyrazu oczy Sigin. Czarodziejka zawsze podziwiała ją za jej oddanie i poświęcenie. Ona sama swojego mistrza wyciągała z pomniejszych kłopotów, kar jakie wyznaczył mu Wszechojciec, ale wąż zawsze był ostatecznością. Tym z czego nie potrafiła go wyciągnąć, przynajmniej nie sama... ale zwykle w tych przypadkach kończyło się to jeszcze gorzej, bo nie była do końca sobą.
Amora znów westchnęła.
- Chodźmy stąd. Też nie przepadam za tym wężem - powiedziała do Kary i ruszyła dojrzawszy kolejne drzwi.
Offline
Krzyk Lokiego przebrzmiał i w jaskini znów zapanowała świdrująca uszy cisza. Tylko cichy, rytmiczny dźwięk spadających kropel rozchodził się echem w ciemności.
Drzwi do kolejnego miejsca były niskie, ukryte w skalnym rozłamie. Po ich przejściu Amora i Kara znów znalazły się wewnątrz pałacu. Znów był tam Loki. Był jedyną wyraźną postacią pośród rozmytych fantomów. Próbował zwrócić na siebie ich uwagę, ale widmowe postacie omijały go, lub przenikały przez niego, nie obdarzywszy nawet spojrzeniem. Nie istniał dla nich. Był sam.
Offline
adiutant
- Ach Psotniku, Psotniku - westchnęła Amora, podchodząc do tego uosobienia smutku i samotności i całując go w policzek. - Powinieneś w końcu sobie uświadomić, że nie ważne jakiego rodzaju są więzi, byle były silne. Nawet jeśli będziesz miał tylko jednego wroga, który będzie cię szczerze nienawidził, będzie to robił szczerze i silnie - stwierdziła poklepując go po plecach. - Karo, widzisz gdzieś kolejne drzwi? - zapytała.
Offline
Policzek "Lokiego" był jak policzek ducha. Nie dało się go dotknąć. Zdawał się nie widzieć Amory - lub może widział ją, lecz była dla niego tylko cieniem.
Drzwi otworzyły się. Obraz stał znów znajomy - jasno oświetlony korytarz poziomu więziennego. Od oryginału różniła go tylko obecność drzwi na drugim końcu, przy których stał Loki - ciężko powiedzieć, czy któryś z wcześniej spotkanych, czy zupełnie nowa kreacja. Stał w sposób jasno świadczący o tym, że nie zamierza nikogo wpuszczać dalej. Na prawo od niego przez kratownicową ścianę celi słychać było wyraźnie odgłosy, jasno świadczące o tym, że dotarli na miejsce. Loki nie patrzył w tamtą stronę, a wyraz jego twarzy był bardzo zacięty.
- Zapieczętujcie je i miejmy to już za sobą - powiedział.
Offline
adiutant
Amora także spoważniała, wbijając w niego ponure spojrzenie. Ruszyła, po woli splatając ze sobą odpowiednie słowa zaklęcia. Nie mogła pozwolić sobie na pomyłkę. Umysł był delikatny, zwłaszcza obecny umysł Lokiego.
Gdy stanęła przed celą, mimo tego że była uprzedzona co może zobaczyć, skrzywiła się lekko.
Offline
W realnym świecie twarz Lokiego pobladła, a na czole zebrały się kropelki potu. Rozchylił lekko wargi, zaczynając oddychać przez usta, jakby brakowało mu tlenu. W chwili domykania przez Amorę zaklęcia, krzyknął, szarpiąc się gwałtownie, jak osoba budząca się z koszmarnego snu.
Umysł Kłamcy zamknął się gwałtownie, wypychając z swojego wnętrza wszelkich intruzów. Mentalne uderzenie było jak fala tsunami, zmywająca wszystko na swojej drodze.
(czyli budzimy się powoli - jeśli macie ochotę, mogą wystąpić dowolne efekty uboczne gwałtownego powrotu do rzeczywistości. Wspomnienia z chitauri zostały zamknięte w trzech szklanych kulach, w formie widocznych w nich ruchomych scen).
Offline
adiutant
Amora otworzyła oczy, spojrzała na Lokiego i przyłożyła do nosa delikatne, jedwabną chusteczkę w kolorze soczystej trawy.
- Jesteś jedynym mężczyzną, Kłamco, który potrafi zmęczyć mnie tak bardzo, w tak krótkim czasie i nie dać odrobiny satysfakcji - stwierdziła posyłając mu gorzki uśmiech. - I do tego jesteś zawsze niedelikatny - dodała. - Sprowadź Kata - poleciła, nie kierując jednak tych słów konkretnie, ani do Lokiego, ani do Kary.
Offline
- Wiesz że akurat teraz nie zrobiłem tego specjalnie - Loki spojrzał na Amorę z lekką urazą. - Nie, Karo, możesz odejść. Dziękuję za twoją pomoc.
Offline
adiutant
- Tak wiem, dlatego wypomnienie ci każdego innego razu rekompensuje mi złe samopoczucie - odpowiedziała Czarodziejka, odprowadzając Karę wzrokiem. - Dobrze że mamy to już za sobą - dodała jakby z ulgą.
Offline